Sezon zakończony. Jak dotąd najdłuższy mój sezon narciarski, który zaczął się w ostatnim tygodniu listopada, a skończył w ostatnim tygodniu marca. Doskonale udokumentowany aplikacją snoww,
wg której: zjechałem łącznie 903km, w 416 zjazdach, na które poświęciłem 44 dni. Nie wiem, czy można być dumnym, natomiast na pewno jestem z tego faktu bardzo zadowolony. Cudownie się najeździłem i bez żalu chowam sprzęt do piwnicy, czekając kolejnego sezonu.

Jak napisałem na początku, topskipass umożliwiał sezonową jazdę w 31 ośrodkach, z których udało mi się odwiedzić aż 6:) Najwięcej rzecz jasna jeździłem na Gerlitzen, bo niemal za rogiem, ale byłem też wiele razy na Nassfeld, 2 razy na Katschi i tyle samo na Goldeck. Najbardziej chyba przypasował mi tandem Gerlitzen-Nassfeld, pierwszy właśnie za bliskość (ale także fajne i super przygotowane trasy) a drugi za wielkość i urozmaicenia (choć z pewnymi zastrzeżeniami co do przygotowania tras)

Postaram się w przyszłym roku powiększyć bazę odwiedzonych ośrodków, ale jak pokazał ten sezon, łatwe to tak wcale nie jest. Piosenki, które się już słyszało, lubi się przecież najbardziej.

Karynckie ośrodki testowałem jako narciarz jednodniowy, tzn nie są mi znane ich strony hotelowe czy apres-ski. Na pewno są to miejsca tańsze niż w Tyrolu, na pewno mniej zatłoczone, o czym można przeczytać w mojej relacji z Mayrhofen. Widzi się tu też narciarzy z Polski. Przoduje w tym Nassfeld, ale także Gerlitzen i Goldeck okazują się być bazą dla zimowych ferii polskich, tak dla dzieci, jak i dorosłych. Wspomniałem właśnie o Goldeck, jest to dla mnie odkrycie i perełka. Super, super trasy, wysoko, więc mało co topnieje, nie za dużo ludzi, fajne knajpki – bardzo polecam.

Ostatni weekend jazdy był naprawdę niesamowity – rano jeździliśmy na nartach, a po południu na rowerach. I w sobotę, i w niedzielę. Austria od najlepszej strony.

Fantastyczny sezon, odkładam dechy do listopada. Teraz rowery i góry piechotą. Mniam:)