Lipiec 2022

Widok na Karawnen od strony Słowenii

Na początek troszkę historii, takiej sprzed lat ponad stu. Po rozpadzie imperium austrowęgierskiego i zakończeniu I wojny światowej w wielu miejscach Europy granice kształtowały się poprzez referenda. Było tak w przypadku Śląska, było podobnie z Karyntią czy Południowym Tyrolem. W wyniku głosowania całość Karyntii, poza niewielkim kawałkiem dziś nazywanym Słoweńską Karyntią, przypadł Austrii.

Tak więc dziś granica pomiędzy Karyntią a Słowenią przebiega pasmem górskim Karawanken. Na drugą stronę przedostać się można przejazdem Würzenpass, przejazdem Loib, oba dość strome, zatem bardzo nadające się na rower;), a także tunelem a autrostrady A11 (płatny 10€, w wakacyjne weekendy na 100% zakorkowany, czas oczekiwania na przejazd może dochodzić nawet do 2h). Obok tunelu dla samochodów jest również tunel dla pociągów.

W pociągu do Jesenic

Z tego właśnie rozwiązania skorzystałem zabierając ze sobą znajomych. Wygodne połączenie startuje z Villach o 8.35 i dociera do miejscowości Jesenice o 9.19. W zależności od kondycji można się wybrać np nad przepięknie położone jezioro Bled, albo od razu, przez włoskie Tarvisio do Villach. W drugim przypadku oznacza to około 70km, w znakomitej większości nietrudnej wycieczki.

Jeden z dwóch krótkich podjazdów

Pomijając konieczność wyjazdu z Jesenic, jedzie niemal cały czas prowadzi piękną drogą rowerową. Doskonale oznaczona, tuż za Jesenicami ma kilka górek, w tym może ze dwa ostre, ale krótkie pojazdy; nie będą stanowić większego kłopotu nawet dla sporadycznych rowerzystów.

W miejscowości Mojstrana można na chwilkę zatrzymać się w przyjemnym ogródku Biura Turystycznego, mają tam gratisową kawę, to również miejsce, gdzie można wypożyczyć sprzęt sportowy czy rowery elektryczne. Miejscówka atrakcyjnie położona, tuż przy rzece i niewielkim mostku.

Most nad Sawą w Mojstranie

Trasa jest popularna, sporo turystów, i sporo pędzących szosowców – nic dziwnego, doskonała nawierzchnia trasy daje ogromną frajdę z jazdy na cienkich oponach.

W końcu trasa dociera do Kranjskiej Gory – najpopularniejszego kurortu górskiego w Słownii. Zimą odbywają się tu zawody pucharu świata w narciarstwie, a lato pełne niedzielnych turystów, albo tych którzy planują wyjście na pobliski Triglav. Na szczęście miejsce w niczym nie przypomina Zakopanego.

Rzecz jasna po drodze jest wiele knajpek, ceny znacznie przyjemniejsze niż w Austrii – np duże piwo kosztuje 2,5€.

Kilka kilometrów za Kranjską Gorą wpada się do Włoch. Jest to tak szybkie i niezauważalne, że zawsze nie zdążam zrobić fotki. Zauważyłem za to, że włosi wzięli się do roboty i wymieniają nawierzchnię. Kiedy jechałem tam 2 lata temu, asfalt się kruszył i było pełno dziur – dziś jest gładko jak na stole.

Nowa włoska robota

Cześć włoska jest bardziej z górki, po drodze kilka ładnych mostów i widoków, i tak dociera się do rozjazdu przy Tarvisio. Jadąc w lewo dotrzemy do miasta i dalej w trasę którą opisałem tutaj, a w prawo – do Villach przez Arnoldstein. Lekko i przyjemnie.

Zdjęcie pochodzi z serwisu Strava.com