Czerwiec 2022

Droga do Ferlach

Czas tak szybko ucieka, najbardziej oczywiście czerwcowy, jakby te długie dni chciałyby być tylko jakimś mirażem, że oczywiście, że są – gdyby kto pytał, ale jak by je chcieć dotknąć, to najbardziej we wspomnieniach. Szybciutko więc łapiemy każdy i prujemy co sił w piękną pogodę. Żeby potem mieć co wspominać.

Czerwiec roku 2022 rozpieszcza pogodą w Karytnii. Jest wręcz upalnie, a czasem po prostu idealnie – na rower. Rozpieszcza też długimi weekendami, ten teraz zielonoświątkowy, w Austrii rozciągnięty na niedzielę i poniedziałek. Będąc w miarę wypoczętym po ostaniej masakrze, nie mogłem przecież pozwolić rowerowi się kurzyć.

Tym razem wycieczka z tych dłuższych, tytułowe 102 kilometry, w stronę Ferlach. Trasa stricte szosowa, gdyż zechciał towarzyszyć kolega, którego rower przecież pęka na szutrach.

Zabraliśmy się rano, jeszcze lekkim chłodem po nocnych opadach, przy naprawdę niesamowitej pogodzie. Nie pamiętam takiej przejrzystości powietrza, zwykle przy upałach wszystko drga, para wodna buzuje od celsjuszy, a dziś – idealnie, wszystko w dali widać jak na dłoni.

Trasa niepłaska, pełna podgórek mniejszych, większych, dłuższych, i w rewanżu zjazdów. Niby lekka, ale naprawdę mnie zmęczyła. Z Villach przez Großsattel do Föderlach już robiło całkiem górkę, z pieknym widokiem na Gerlitzen, potem znów faliście do Keutschach, obok jeziora o tej samej nazwie, by w końcu zjechać nad Wörthersee, które od tej strony aż poraża błękitem

Zjazd do Wörthersee w Reifnitz

Mimo wolnego dnia dziś ruch na ulicach w miarę, każdy pędził nad jeziora, w góry, w motory. Sporo też oczywiście wycieczek rowerowych, choć nam to nie przeszkadzało; jechaliśmy szosą. Ogólnie jest to akceptowalne, kierowcy są ostrożni, omijający, jak trzeba to czekają, choć jak wszędzie, znajdzie się czarna owca w passeratti w tedeiku, której to nie w smak. Tych jednak, jak owych 20 letnich passeratti, jest tu na szczęście niewiele.

Zjechawszy nad Wörthersee, pędziliśmy dalej w stronę Klagenfurtu, po drodze piękne widoki na jezioro, aż w końcu, kilka kilometrów przed Klagenfurtem, odbiliśmy pod górkę w stronę południową, by dojechać do Ferlach. Znów męcząco, potem zjazdy, i znów trochę w górę i zawsze w przepiękne widoki.

W pobliżu Ferlach

Droga pustoszała, cichła, słychać było tylko mnóstwa ptaków i świerszczy. Od czasu do czasu też zapachniewało jakimiś oszałamiającymi kwiatami, albo sosnami, gdy jechać kawałek przez las. Cudność.

Droga, którą jechaliśmy ma bardzo długi, ostry, szybki zjazd do Ferlach, kończący się przejazdem przez most nad Drawą, która jest tu całkiem szeroka. Frajda dla wyścigowców.

Samo miasteczko Ferlach jest malutkie, nic ciekawego, ale wokół sporo do pozwiedzania. Jest super ścieżka gravelowa wzdłuż Drawy, długa, szeroka, biegnąca w obie strony, są też niedaleko wodospady i rzecz jasna, wiele gór do zdobycia.

Od Ferlach wracaliśmy drogą B85. Wije się ona między – tak, wiem, nudne – cudownymi widokami na łańcuch Karawanken oraz na masyw Dobratsch.

Widok na Mittagskogel w paśmie Ksrawanken

Wszystko znów pachniało, grzało i sprawiało, że kolejne podgórki mijało się znośnie. Jest ich nieco, cała wycieczka to 1000m przewyższeń, ale rozłożonych w czasie. Mimo wszystko, czuć je w nogach.

Po drodze do Finkenstein mija się rondo z Harleyami – w Faak am See co roku jest największy w Europie zjazd harleyowców, osobiście nie polecam, bo cała okolica drży od motorów i przesterowanych tłumików, ale jeśli ktoś lubi…

Dobratsch od strony Finkenstein

Po krótkim pitstopie w Finkenstein, wracałem do domu ścieżką rowerową R3.

To był super dzień.

Statystyki trasy, dane z connect.garmin.com

Profil trasy, dane z Strava.com