Lipiec 2021

To dość kategoryczne stwierdzenie, że najlepsza. W ciągu tych dwóch letnich miesięcy przejechałem ją 4 razy, za każdym razem w zupełnie innym towarzystwie. Z rodziną, ze znajomymi, na szybko, na rekreacyjnie, w upalny dzień i z deszczem, a nawet burzą. Za każdym razem wszyscy byli zachwyceni. To teraz szczegóły.
Omawiana trasa to odcinek Ciclovia Aple Adria która prowadzi z Salzburga do Grado nad Adriatykiem. Przejechanie jej zajmuje zapewne kilka dni (tydzień może nawet), a tutaj opiszę około 90 kilometrową część z Villach do Venzone (lub do Udine jak ktoś ma ochotę na 121km).
Punkt pierwszy najlepszości – jest to trasa absolutnie dla każdego. Choć wydaje się długa, to jest bardzo łatwa – przez większość trasy jedziemy lekko z górki, a podjazd jest naprawdę łagodny (no może kilka naprawdę krótkich ostrych podjazdów, ale nie dłuższych niż kilkadziesiąt metrów). Dość powiedzieć, że zrobił ją bez problemów mój 9 latek, a jeszcze po drodze spotkaliśmy jego kolegę ze szkoły z 6 letnim bratem, który też bez żadnych kłopotów przejechał samodzielnie cały dystans.

Punkt drugi – widoki. Zaraz po wyjechaniu z Villach jedzie się wzdłuż ogromnego masywu góry Dobratsch – o niej osobny wpis – po czym po minięciu miejscowości o jakże austriackiej nazwie Arnoldstein, skręca się na południe i powoli pokazują się Alpy Julijskie. Do granicy włoskiej, to jest przez około 30km droga jest raczej płaska, czasem lekko się wznosi i cały czas prowadzi szeroką drogą rowerową wzdłuż drogi krajowej. I tu zaczyna się:
Punkt trzeci – trasa najpierw wiedzie przez las (tu jest te parę króciutkich podjazdów), potem jest rozjazd na Krajnską Górę i w końcu jest to cudo – droga w śladzie byłej kolejki wąskotorowej. Kilkanaście tuneli (niektóre prawie mają kilometr długości), mostów, starych stacji zamienionych na kawiarnie, jadłodajnie, a wszystko to wiedzie wzdłuż obłędnie niebieskiej rzeki, z wodospadami i widokami jak z najlepszych szwajcarskich reklam kolei.

Dodam, że parę kilometrów za Tarvisio ciągle z jest górki, aż do końca.

Tunele działają trochę jak klima, no i, tak po włosku, w niektórych nie działa i tak słabe oświetlenie. Jedzie się w kompletnej ciemności (jeśli się nie ma światełek;) i jest to przedziwnie fajne uczucie.

Punkt czwarty – Venzone. To małe, stare, przeurocze włoskie miasteczko na końcu Alp. Po drodze co prawda mija się kilka miejscowości, ale są one raczej średnie. A Venzone jest w takim stylu:

W soboty mogą się tam odbywać jarmarki staroci, na pewno jest parę knajp gdzie można odpocząć w oczekiwaniu na:
Punkt piąty – pociąg. Jeśli ktoś się przeraził koniecznością powrotu pod górkę przez te 90km, to uff, nie trzeba. Całe wakacje jest powrotny, popołudniowy pociąg z Udine do Villach (trzeba sprawdzić dokładną godzinę odjazdu na http://www.oebb.at )UWAGA, W LIPCU’22 NIE KURSUJE Z POWODÓW REMONTÓW, i ma on w cenie przewóz roweru (bilet około 11euro/osoba). Pociąg rzecz jasna zatrzymuje się w Venzone, i paru innych miejscach, i na pewno każdy kto kupi bilet zmieści się z rowerem, ponieważ skład prowadzi 2-3 wagony tylko dla rowerów. Mając w pamięci doświadczenie pkp, nie mogłem uwierzyć rzecz jasna, więc proszę:

To zdjęcie zrobiłem jeszcze jadąc tam ciut przez sezonem, w lipcu / sierpniu wagony są pełne. Rowery po prostu podaje się obsłudze, mówiąc tylko gdzie się wysiada. Pociąg z Venzone do Villach jedzie nieco ponad półtorej godziny, z czego 20min to zmiana lokomotywy przed granicą.
Parę jeszcze porad odnośnie tej trasy. Czy to w Udine, czy Tarvisio, restauracje są nieczynne poza porami posiłków, czyli od 13.30 do 18.00/18.30 są zamknięte. To jest akurat wtedy, kiedy się dojeżdża, żeby czekać na pociąg. Na szczęście w Venzone są knajpki, w których oprócz wina (1,20€) piwa (4€), pysznych kaw (1€) można zjeść też w miarę dobre pannini. Dlatego polecam lunch lub przekąskę pod drodze, np w Chiesaforte). W pociągu i na dworcu nie można nic kupić. Ostatnie kilka – chyba z 10km – do Venzone prowadzi niestety ruchliwą drogą główną – to jedyny minus całej trasy. Ale kierowcy wyczuleni są na te chmary cyklistów, na tyle, na ile włoscy kierowcy mogą – nie należy się tu jednak spodziewać austriackiej uprzejmości wobec rowerzystów.